poniedziałek, 12 sierpnia 2013

wysokie G

   Ginekolo Ga drżał. Patrzył na orGany Jej Wyniosłości Melancholii, oniemiały i zauroczony, onieśmielony wizją czekającej go przygody. Nie spodziewał się, że pod samym jego nosem i uchem, w komnatach pałacu Ich Rozkoszności, a dokładnie w samym ich sercu, w Melancholicznej Sypalni, kryje się instrument, którego nie posiadł, dźwięki i nuty, których nie wydobył, melodie niesłyszane jeszcze przez nikogo. Słowem - czekała go ekstaza. A jeśli dobrze się spisze, Jej Wyniosłość Melancholię również. A to mogło oznaczać tylko jedno - dobra emerytura i bezpłatne przejazdy po całej Sepii. Czyż mógł marzyć o czymś więcej?
   Zatem drżał.
   - Ty drżysz, Ga! Aż tak pragniesz moich orGanów?
   - O tak, Pani. Wybacz, ale ich bliskość sprawia, że tracę panowanie nad moim doskonałym ciałem  - Ginekolo należał do Doskonałych, a konkretnie pochodził z rodu Absolutnych. - Odczuwam bicie pulsu w uszach, migotanie koniuszka a co najbardziej niepokojące i wymagające natychmiastowego działania, zesztywnienie i nabrzmienie małego...
foto: studioklatka bełchatów
   - Ga! Peszysz mnie!
   Organista przełknął ślinę.
   - ...palca u prawej ręki, co oznacza, że jeśli natychmiast go nie użyję, wydobywając najwyższy ton z Twego arcydzieła, Pani, grozi mi wylew.
   Jej Wyniosłość Melancholia pogładziła dłonią orGany. Westchnęła.
   - Wylew, och...! Więc musisz zagrać...
   Ginekolo Ga zbliżył się do niej i położył dłoń na jej dłoni.
   - Czujesz, Pani, jakie są doskonałe?! Cudowne, Pani!
    Melancholia odchyliła głowę. Oddychała szybko. Prawą ręką, złączoną z dłonią orGanisty pieściła instrument. Lewą ręką szarpnęła kołnierzyk. Złote guziczki strzeliły w powietrze. Dekolt w sukni rozchylił się, ukazując falujące piersi. Maleńki tatuaż w kształcie ćwierćnuty machał do niego chorągiewką.
   - Tak, Ga! O, tak! A czy...
   - Czy czujesz to, co ja, Pani? Wiesz, co teraz będzie?
   - Wiem, Ga, wiem - dyszała, mierzwiąc sobie fryzurę, wzbudzając burzę we włosach. Drobne błyskawice zaczęły przeskakiwać pomiędzy coraz bardziej sterczącymi pasmami. - Ale czy... mógłbyś...?
   - Pytaj, Pani, śmiało. Prawdziwa sztuka wymaga odwagi.
   Melancholia chwyciła go za włosy. Zaczął iskrzyć z całego ciała. Błękitna aura otoczyła ich z delikatnym buczeniem.
    - Czy mógłbyś... użyć... większego palca?
   - Kciuka?
   Melancholię dławiła rozkosz.
   - Obu? - szepnęła, targając go za ucho.
  Ginekolo Ga promieniał.
   - Pani...
   - Skończ z tą głupią Panią. Mów mi Meli. Skoro już masz grać na moich orGanach. Mój Wirtuoz.
   - Nie wiem, czy się ośmielę. A może zagramy na cztery ręce, Pa... Meli?
  Napięcie buzowało już w całej komnacie. Nad kominkiem unosił się zegar, a pogrzebacz gonił szufelkę wokół stolika. Firany rozciągnęły się płasko po zdobionym sztukaterią suficie.
   - Na cztery? O, szalony, o niczym innym nie marzę przez całe życie. Tak, Ga, tak. Grajmy. Mocno i głośno!
   Długo po zachodzie Prawego Profilu z okien Melancholicznej Sypalni dobiegało najwyższe G, pełne wibrata i gwałtownych powtórzeń.
   Tak długo, że skryty w swojej baszcie, zdążył nasycić się nim do bólu Wielki Korektor, uczepiony wyblakłego konia na biegunach. Wstydliwy szloch skrył w cuchnącej starością grzywie.

1 komentarz:

  1. Ależ realistycznie! No i Korektor z koniem na biegunach... Melancholijnie.

    OdpowiedzUsuń