sobota, 17 sierpnia 2013

do siebie!

   - Ciociu, ale przecież ja nie znam waszych przepisów! – Anna Maria dojrzewała do drogi pod oknem ciotki Umierałej.
   - Kochana, bez przepisów da się żyć! To po pierwsze.
   - A po drugie?
   - Po drugie, nie ma przepisu na wszystko.
   - To może chociaż na cokolwiek, tak na pamiątkę?
   - Zawsze trzymaj się lewej strony! – ciotka Umierała zatrzasnęła okno.
  Anna Maria Niczego zbytnio się nie spodziewała. Tym bardziej ucieszył ją widok rytmicznie oddalającego się kociego ogona. On już wracał do siebie. Jakaż się poczuła dojrzała! Trzeba było jeszcze tylko ustalić kierunek. Lusterko! Uch, chociaż ono ocalało. Ulga spłynęła na Annę Marię jak skrawek jedwabiu. Zajrzała do środka. Zbite Zwierciadło było pęknięte nie raz. Pajęczyna rys znaczyła Bolesną Taflę. W każdym okruchu Anna Maria widziała pewną cząstkę siebie. Całość była niepewna. Przybyło jej wątpliwości, ale czegoś trzymać się musiała. Ponieważ szczerze pragnęła powrotu, dostrzegła wkrótce tablicę z napisem „Droga do Siebie”. Po paru nieco wymuszonych krotochwilach z rowu po lewej wylazła obdarta postać żebrząca uwagi:
   - Czy chcesz…?
   - Nie odpowiadam na sakramentalne pytania – odparła przytomnie Anna Maria, odnosząc wrażenie, że gdzieś już tego typa ze strupem na spuchniętym nosie widziała. Odniosła to wrażenie na stronę, bo nie chciała zbędnego balastu.
   Droga wpadła w Las Uniesionych Brrrwi. Pod ich naporem wątpliwości narosły. Następnie mijała pola To Nie Dla Mnie, Zostań Lekarzem, Artyści To Tacy Nieszczęśliwi Ludzie, Ciszej, Koloruj Staranniej, Boje Sie. I tak w kółko, aż do Sepii. Bardzo spowalniały marsz. A wszystko jak na złość po lewej stronie. Na dodatek z rowu wygramolił się znów jakiś przybłęda. Tym razem wrażeniu nie mogła się oprzeć. Spod piankowego stroju w kształcie cukierka wystawały tylko krótkie rączki, nóżki i twarz. Ten czerwony nochal, jak tam, w parku. Nie pomógł mu nadruk z przodu i z tyłu: „Sprzedawca Czczych Obietnic”. Anna Maria spuściła go po sznurku.
   Deszcz pazurków przebiegł po kręgosłupie Ciemnego Strony. Nie dość im było jednego okrążenia. Spodobała im się zabawa w wyścig. Niektóre zboczyły z trasy, by zwiedzić jego łopatki i barki. Obietnica Wielkiego Korektora mówiła coś o suchym pysku na czas nieokreślony. Jeżeli nie sprowadzi garbatej do Pałacu Ich Rozkoszności, w Sepii nie będzie miał czego szukać. I to garbatej nieuszkodzonej.
   Anna Maria dźwigała dalej swój garb. Zaś on coraz natrętniej domagał się postoju. Zatrzymali się znużeni na polanie Co To Będzie. Stamtąd trudno się było ruszyć. Anna Maria była już prawie pełna wątpliwości. Aż do chwili, gdy ze zbliżającego się tumanu kurzu wyłonił się biały kask, okulary, szal i szelmowski wąs Doskonałego.
   - Bążur, madmuazel! Jakże mija Twój
dzień, Ślicznotko? A jakież to troski chmurzą to gładkie czoło? Może napój orzeźwiający przywróci uśmiech na twym nieskalanym obliczu? – z psyknięciem otworzył flaszkę.
   - Wariat – pomyślała Anna Maria, ale uśmiech, który w tej chwili zakorzenił się pod żebrami, puścił szalone pędy i w jednej chwili zakwitł na jej twarzy. Na ustach, ale i w oczach, co Doskonały skrzętnie odnotował w pamięci. Roześmiał się szczerze. Jego śmiech potoczył się lawiną w kierunku Sepii. Zmiótł resztę przeszkód. Niepotrzebnie zresztą. W kierunku stolicy nadciągała fala powodziowa. Z brzegów wystąpiła rzeka Jachce. Nurt porwał Annę Marię tuż po tym, jak Doskonały zdążył krzyknąć:
   - Moje koty dziś narowiste, muszę pędzić. Orewuar, madam! 
   - Dzięki! – krzyknęła Anna Maria za oddalającym się tumanem kurzu. Poczuła kluskę w gardle, ale musiała walczyć o równowagę.
   - Tylko nie rozbij się o Most Uniesień!
   - Czemu nie? - pomyślała.
  Resztę drogi wbrew przepisom przebyła po stronie prawej. Wkrótce była u siebie. Luna i Vagina przywitały ją szarfą z napisem „Witaj w domu”.
   - Ja też za wami tęskniłam.
   Niczy spokojnie chrapał na sofie. Poza tym w domu królowała Pustka. Rozsiadła się wygodnie przy kuchennym stole i małą łyżeczką zaczęła wyjadać Annę Marię od środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz