czwartek, 8 sierpnia 2013

blondynka

   (...)Wielka miłość Waltera? Tak, można chyba tak powiedzieć o Marilyn Monroe. Ale co on tak naprawdę umiłował? Kogo? Co w niej, w tej kobiecie wiecznie spadającej z gzymsu, tak go pociągało? Obietnica katastrofy? Tajemnica? Niewybaczalne piękno? Absolutna bezradność? Dość, że pochłaniał wszystko, co o niej pisano. Część z tego odrzucał, jak doskonały filtr; intuicyjnie wybierał najtrafniejsze dzieła. Projekcja? Może, ale kto z nas nie ulega czarowi projekcji, kto z nas nie wyświetla filmów na twarzach i w umysłach mijanych w życiu osób? Walter, to fakt, był w tym specjalistą. Wystarczyła plotka, wyczytana w jakiejś brukowej gazecie, a już w jego umyśle rodziły się sny i fantazje na miarę epopei. Z kolei opasłe tomiszcze z polityczną aferą w tle, podobno świetne, mogło napawać go odrazą. Podobnie doskonały dokument w tv. Jego Marilyn musiała być taka, jak sobie wymarzył. I tylko pasujące do tego obrazy chciał oglądać i oglądał.
   Manipulant? O, taaak. Rewelacyjny. Bezczelny i subtelny jednocześnie. Delikatny i karkołomny. Spontaniczny i wyrachowany. Komplementy w jego ustach brzmiały jak motta, jak życiowe creda. Stare kobiety nagle, choćby na ułamek chwili robiły się pociągające, z błyskiem w oku chwytały go za rękę i słały uśmiech, który kiedyś, za młodych lat zarezerwowany był dla tego jedynego. I gotowe byłyby oddać resztę życia za to uczucie, nieświadomie przywoływane, gdy Walter Egon obdarzał je - jakże naturalnie, spontanicznie, lekko i wręcz bezmyślnie - uśmiechem, uwagą, troską i zachwytem dla ich przemijającej kobiecości. Ale jakże łatwo się rozklejał. Nie potrafił wytyczyć sobie granicy. uwodził każdego, kto miał dla niego jakąś wartość. Nie, nie w sensie fizycznym, oczywiście, że nie o to chodziło...
foto: Jacek Olejnik
na zdjęciu Sławek Chmiel
   On po prostu musiał być kochany. I nigdy nie miał dość...
   "Blondynka" Joyce Carol Oates. To kolejna książka o MM, dzięki której żył, która go formowała latem roku 2010. Zmyślona opowieść, ale jakże pasująca do jego nadziei, jego marzeń, jego MM. Swoją drogą, cudowna książka. Poetycki język. Nastrój, jak w letnim kinie lat sześćdziesiątych w Stanach, w odkrytym cadillacu, z dziewczyną młodą i roześmianą na skórzanej kanapie, tuż obok.
   Czy mu się dziwię? Wcale.
   Czy mu zazdroszczę? (śmiech)
                                          


kobieta w czerwonych butach
                                fotografie Argotha

ta kobieta w czerwonych butach
suka której nie zniosą billboardy.
nasza matka w krwawych muślinach.
skąd wiemy o niej całą prawdę?

śmierć nie jest niczym nowym.
ani niezwykłym.
na miedzi turkusowa pleśń.

popsute zęby zegarów
spękane serca dzwonów
zakrzepłe oka pończoch
pełznących po udzie
ciepłym biodrze sadle
ćwiekowanych kręgach

aż po gęstniejący
w palcach prześwit szyi.

4 komentarze:

  1. Musiał być kochany, ale czy umiał kochać? Czy dowiemy się w następnym odcinku?
    Ależ zmiana sposobu narracji!

    OdpowiedzUsuń
  2. Sądząc po liczbie postów, tworzywo ożywa...

    OdpowiedzUsuń