środa, 7 sierpnia 2013

kruk po tej stronie

   Obudził mnie szelest. Spojrzałem odruchowo na łóżko Pojarki, bo ten wariat lubił od czasu do czasu, w księżycowym amoku, szurając kapciami, podchodzić do nas i szukać petów. Nic. Leżał na boku, z nogą spuszczoną na podłogę. Tourette też spał. Skelet, jak to Skelet, z otwartymi gałami, na boku, zrzucając ślinę na poduszkę i podłogę, ni to spał, ni to żył.
   Szelest dobiegał od okna. W poświacie księżycowego blasku dostrzegłem siedzącego na parapecie ptaka. Ba, ptaka! Aż mi skóra ścierpła. Był ogromny, z wielkim dziobem, gruby i długi. Załopotał skrzydłami.
   Usiadłem na łóżku. Nogi wpadły w kapcie. Przetarłem oczy i ziewnąłem. Zjawa nie zniknęła.
   Pomiędzy kratami, na parapecie siedział wielki ptak i chyba się na mnie gapił. Kruk, tak mi się zdało.
   Złapałem kapeć i cisnąłem.
   - Czego tu?
   Machnął tylko skrzydłami i nic. Kiwnął głową, zupełnie jakby pokazywał mi, żebym podszedł. Głupoty. Podszedłem. Podniosłem kapeć i trzymałem go w ręce; bo to wiadomo, co takiemu ptaszysku strzeli do łba?
   Znowu kiwnął.
   - Czego? - spytałem odruchowo, już znacznie grzeczniej. Zbiżyłem się do okna, z kapciem w ręce. Wtedy on usunął się i ruchem skrzydła, jak pragnę zdrowia, wskazał okna na piętrze. Spojrzałem.
   Znieruchomiałem. Zamarłem. W oknie na czwartym piętrze, nie wiem skąd, nie wiem jak, nie wiem dlaczego, stała Barbie Turan. A raczej obok okna. Na gzymsie.
   Może naprawdę zwariowałem, ale dam głowę, że kruk płakał.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. na styku dni
      wciąż mu się śni
      sen w którym razem
      a taki sen
      dwa razy się
      nigdy nie zdarza

      Usuń