poniedziałek, 5 sierpnia 2013

tętno

   Szklane drzwi rozsunęły się bezgłośnie. Chłodne, klimatyzowane powietrze o zapachu płynów dezynfekcyjnych rozlało się po hallu. Zgasły baketriobójcze świetlówki, sztuczne płuco pracowało miarowo, żaluzje przymykały się w niedostrzegalny sposób tak, by stale przepuszczać jednakową ilość światła. Pompa infuzyjna mrugała żółtą diodą. Pora na nową butelkę. Wielkie automatyczne łoże uniosło się do pozycji półleżąc. Worek z moczem drgnął, przyjmując kolejne ciemne krople. Monitory nad wezgłowiem wyśpiewały aktualny stan:
   - Witam cię, mój drogi. Czuję się dobrze. Tętno mam na poziomie sześćdziesiąt pięć. Ciśnienie dziewięćdziesiąt na sześćdziesiąt i stale rośnie. Żartuję, oczywiście. Cukier sto dwadzieścia siedem. Drobny częstokurcz około godziny siedemnastej. Przyjęłam dawkę cardiostepu oraz insulinę. Co w pracy?

   Mortem Post uśmiechnął się do leżącej na łożu postaci. Usiadł na metalowym taborecie obok. Ujął w palce chłodną, wiotką dłoń, upstrzoną plamami wątrobowymi i małymi guzkami. Wyczuwał pod opuszkami cienkie żyły, resztki żył. Uniósł tę dłoń ku oczom. Obejrzał paznokcie, grube i blade. Sięgnął do kieszeni i wyjął pilniczek. Oczyścił najpierw paseczki pod spodem płytki. Zdmuchnął grudki z nogawek na lśniącą podłogę, a potem delikatnie zaczął opiłowywać wygięte paznokcie. Szur, szur, szur, szur.
   - Dowiedziałeś się czegoś?
   Znowu się uśmiechnął, patrząc w szkło antybakteryjnej maski. Gdzieś tam były oczy. Ukochane oczy.
   - Codziennie się czegoś dowiaduję. Takie jest życie, pełne niespodzianek i cudownych doznań. Gdyby nie życie, umarłbym. Już niedługo będziemy znowu razem. Obiecuję.
   Rurki rozbiegające się z postaci na łożu drgnęły. A może mu się tylko zdawało? Metry rurek i przewodów.
   - Wierzę ci Mortem. A wiara czyni cuda. Czy możesz przeczytać mi ten fragment o drzewie figowym? A potem zjem kolację, hi, hi - z monitórow dobiegł szczery chichot.
   Mortem Post wstał. Zdjął marynarkę i sięgnął po czytnik książek leżący na stoliku.
   - Ale ty, nie ta głupia lektorka. Ona nawet nie wie, jak odróżnić "h" od "ch".
   Westchnął. Usiadł, dłoń kobiety położył na swoim udzie i włączył urządzenie. Po chwili zaczął czytać:

   Następnego dnia, kiedy już wyszli z Betanii, zgłodniał. I ujrzawszy z pewnej odległości drzewo figowe, mające liście, poszedł zobaczyć, czy może czegoś na nim nie znajdzie. Ale gdy do niego doszedł, nie znalazł nic oprócz liści, bo nie była to pora fig. Odezwał się zatem i rzekł do niego: „Niechże już nigdy, na wieki, nikt nie zje z ciebie owocu”. A jego uczniowie słuchali. (...) 
   A przechodząc wcześnie rano, ujrzeli drzewo figowe już uschnięte od korzeni. Piotr więc, przypomniawszy to sobie, powiedział mu: „Rabbi, spójrz! Drzewo figowe, które przekląłeś, uschło”. 
   A Jezus, odpowiadając, rzekł do nich: „Miejcie wiarę w Boga. Zaprawdę wam mówię, że kto by rzekł tej górze: ‚Podnieś się i rzuć w morze’, a nie powątpiewał w swoim sercu, lecz wierzył, że stanie się to, co mówi, tak mu się spełni.

   - Tętno dziewięćdziesiąt pięć, ciśnienie sto dziesięć na osiemdziesiąt. Szaleję, co? - dobiegło z monitorów.
   Doktor Mortem Post pogładził bladą dłoń.
   - Szalejesz, mamusiu.
   

2 komentarze:

  1. Ten post niepokoi. I domaga się kontynuacji. Czy ta matka jest nieśmiertelna?

    OdpowiedzUsuń
  2. I czy to jego matka, czy może matka jego dzieci lub jeszcze kogoś innego?
    A.R

    OdpowiedzUsuń