sobota, 10 sierpnia 2013

misiek

   Mortem Post siedział w ogromnym, skórzanym fotelu. Bordowy kolos, pielęgnowany kremami do ludzkiej skóry, polerowany codziennie przez Marylę Morone, głuchoniemą dziewczynę znikąd, odbijał refleksy światła spadającego nań z secesyjnej lampy, stojącej pomiędzy czarnym biurkiem o dwunastu szufladach a żelaznym stolikiem na wygiętych figlarnie nogach. Maryla Morone wycierała kurze w gablocie ze statuetkami nagród za naukowe osiągnięcia. Robiła to codziennie. Doktor Post nie znosił kurzu. Mawiał, że kurz zbiera się tam, gdzie nie ma ruchu, a gdzie nie ma ruchu, nie ma życia. Był też autorem słynnego powiedzenia, będącego mottem Sympozjum Psychiatrycznego "Sztuka a psyche" - "Człowiek poruszony to człowiek ocalony". Przez cały miesiąc potężny billboard zdobił ogromną ścianę Instytutu Naukowego w stolicy, zaszczepiając w świadomości ludzi tę prostą myśl. Odbierając nagrodę za hasło, Post śmiał się, że on tylko sparafrazował znane powszechnie powiedzenie "Ruch to zdrowie". Nigdy natomiast nie wspomniał, że najzwyczajniej w świecie ukradł pomysł jednemu z pacjentów, wymyślającemu z pasją różne aforyzmy.
   - Maryla - powiedział. Nic. Podniósł głos. - Morone!
   Dziewczyna nie reagowała. Pochyliła się nad niższą półką i powoli zaczęła wyjmować stojące na niej kryształowe figurki Psyche. Przez fartuch odbijał się zarys jej majtek i ramiączek stanika.
   Doktor Post przełknął ślinę. Opuścił na kolana ręce, na których dotąd spokojnie opierał brodę.
   - Mów - rzucił.
   Misiek stał w zacienionym kącie gabinetu. Wielki, ale teraz jakby zmarniały, bezradny niczym przyłapany na masturbacji dzieciak, zgarbiony i niepewny. Zerknął jeszcze raz na Marylę Morone.
   - Mów, Klepacz. Nie mam czasu.
   Misiek stęknął i zrobił krok do przodu.
   - Wróć!
   Wrócił.
   - Przecież pan wie...
   - Panie dyrektorze.
   - ...panie dyrektorze, wie pan przecież.
   Mortem Post patrzył na Marylę.
   Michał Klepacz, czyli Misiek, podrapał się po spoconym czole, nabrał powietrza i zaczął mówić:
   - Normalnie, szefie, chciałem ją wydupczyć. Nie mam nikogo, wie pan. A ona i tak niczyja. Nikt by się nie dowiedział. Jakby nie ten Egon, idiota. Marnuje się dziewczyna, też coś jej się od życia należy. - Zerknął na Morone. Czyściła kolejną półkę. Jeszcze bardziej napięty fartuch delikatnie zagłębiał się jej między pośladkami.
   - Wziąłem ją na górę, na nieczynne piętro. Cisza i spokój. Nie wiem, jak to się stało, że wyszła na ten pieprzony parapet. Znaczy, na gzyms... potem. Wszystko przez tego Egona. Dostał jakiegoś szału, zaczął napieprzać w drzwi, potem rzucił się na tego Walczaka. Zanim dobiegłem, Walczak rozwalił mu mordę i połamał żebra. Musiałem obu zabrać na cichą salę. Jak wróciłem, to już jej nie było...
   Doktor Mortem Post westchnął.
   - Widzisz, Klepacz, nie zdążyłeś. Jakby nie zwiała, to byś jeszcze ją zgwałcił.
   - Zaraz tam, zgwałcił. Zgodziłaby się.
   - Tak, jak Egon, jak ten spod czwórki i ten, co go przygniótł automat z batonami?
   - Co pan...?
   Mortem Post położył dłonie na skórzanych oparciach fotela. Zaczął gładzić opuszkami palców lśniącą czerwień, cały czas przyglądając się Maryli Morone.
   - Słuchaj Klepacz. Jak jej ojciec się dowie, osobiście przetnę ci płat czołowy. Jak ona się nie znajdzie w ciągu trzech dni, też. Jak znikniesz, zajmę się osobiście twoją siostrą.
   Klepacz gwałtownie się wyprostował. Przez jego twarz przebiegł skurcz.
   - Skąd pan... nie może pan...
   Mortem Post zmrużył oczy. Maryla Morone czyściła najniższą półkę. Oblizał wargi.
   - Idź już, Misiek. A może pan Misiek, co?
   Michał Klepacz odwrócił się i wyszedł. Ostrożnie, żeby nie trzasnąć drzwiami. Żeby nie wzniecić kurzu. Żeby wreszcie wyjść.

2 komentarze: