Jego Wysokość Sentyment przywołał wspomnienia. Przydreptały, radośnie popiskując, jakby tyko czekały na wezwanie. Sentyment klepnął się po kolanie. Po chwili poczuł łaskotanie w ucho i wczepione we włosy łapki. Bezcenne, bo jedyne, jakie ocalały w Sepii. Trochę nadszarpnięte, w końcu były najcenniejszym łupem. Na Białym i Tęczowym Rynku oraz Targowisku Próżności osiągały zawrotne ceny. No, choćby ta Anna Maria. Skarpety dla ciotki Umierałej były prezentem nad zwyczaj okazałym. I docenionym. Do białych kruków, również niezmiernie pożądanych, wcale nie były podobne. Nie miały skrzydeł i mniej w nich było nieprzewidywalności. Za to były wierne.
Bawiąc się teraz z nimi, Sentyment śmiał się serdecznie. Śmiech toczył się po podłodze, odbijał od ścian, fikał koziołki jak kuglarz, wskakiwał w popiół kominka, wzbijając tumany kurzu i dla jeszcze większej zabawy stukał w królewskie okna, myląc przechodniów. Prawy i Lewy Profil przystanęli na chwilę, zwabieni niezwykłym ożywieniem, tak rzadkim w królewskich komnatach.
Zabawę przerwał piekący ból w szyi. Sentyment widział kiedyś opracowanie Wielkiego Korektora zatytułowane „Systematyka, semantyka i semiologia Koszmarów”, ale sam tytuł wydał mu się niezmiernie nudny. Nawet unikatowa oprawa dzieła nie zrównoważyła zniechęcenia. Nikt nie przypuszczał, że Koszmary rozplenią się również w pałacu Ich Rozkoszności, choć znał się na Koszmarach najlepiej w całej Sepii. Wiedział jednak, jaką troską Sentyment otacza swoje ukochane maskotki. Że chucha na nie, jak na szybę Anny Marii. Ale się pomylił. Sentyment nie lubił rozmawiać z Niktem. Nuda, nuda, nuda…
![]() |
akwarela Bogusława Dziedzica foto: Ola WIttenberg |
Ból rozprzestrzeniał się, a opuchlizna rosła, aż stała się wielką, ziejącą raną. Czarna struna kierowała się wprost do serca. Potem nastała ciemność.
- Pani, nie oglądaj się na Sentymenta! Dbaj teraz o siebie – Korektor pilnie śledził fioletowy tren i przepastne rozcięcie na plecach. Włosy Jej Wyniosłości pachniały z daleka niespełnioną obietnicą.
Obła larwa Koszmara wczepiła się w szyję Jego Wysokości tak, że sam Kono Wał nie potrafił sobie z nią poradzić.
- Ona go zabije, idioto! - nie zdecydowała jeszcze, jakiego rozwiązania zapragnąć.
„Człowiek poruszony, to człowiek ocalony” - przemknęła błyskawica.
– Eee, głupoty, zmęczony jestem.
Kono Wał się nie poddawał.
Melancholia po raz setny przebiegła wzrokiem zwitek papieru, który wysunął się na podłogę z ręki Sentymenta:
Wspomnienia nazbyt wielkim są ciężarem
O ziemi wspomnę przemierzając raje
Gdy znów spotkamy się, słów starych
Nie utaję.
Tam, gdzie anieli przelatują rojnie,
A dźwięki harfy znaczą każdy krok,
Gdzie spokój wieczny, będę niespokojnie
Twój łowić wzrok.
Niebiańskie wizje minę obojętnie
Samotna w kręgu świątobliwych dziew
Niespodziewanie w niebie się rozlegnie
mój ziemski śpiew!
Wspomnienia nazbyt wielkim są ciężarem
Bezwstydne łzy – jak je powstrzymać mam…
Ni tu, ni tam - nie spotkam ciebie wcale
Nie po to staje się u raju bram!*
Litery wykaligrafowane z pietyzmem fioletowym atramentem. I jej własny autograf.
*Wiersz Mariny Cwietajewej (1909-1910), tłum. Katarzyna Chmiel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz