niedziela, 4 sierpnia 2013

kamienica pani Creims

są w kamienicy pani Creims
wysokie okna i niskie sufity.
klamki pod nosem. drzwi ciężkie
jak zapach świeżej lawendy. ta sama

droga mrocznym korytarzem
z ust do śmietnika. cztery kroki
w poprzek. światło że cienie (jak
profil modelki) życia pod piątym

snu na trzynastym. są noce
duszne i ciepłe oddechy. chłodne
spojrzenia kota w rynnie spłodzonego
świtem. i lepki dotyk kochanki

przez płótno. kiedy opada
pierwszy liść paznokcia. gdy
więdnie róża poczerniałych palców.
więc wbiegam wbiegam wbiegam wbiegam

wbiegam po kamiennych żebrach

   Jego Wysokość Sentyment skończył dyktować. Był z siebie naprawdę dumny. Zupełnie nie wiedział o czym jest jego wiersz. Nie zmarnował dziewięciu semestrów korespondencyjnego kursu Grafomanii Stosowanej. Stosy nikomu niepotrzebnych poematów zalegały komnaty na poddaszu Baszty Do Góry Nogami.
   - Czy mam postawić kropkę nad i, panie? - zgodnie z etykietą zapytał Stenograf.
   - Niech stanie się kropka - zwyczajowo odparł Sentyment.
   - Do bani - stwierdził Stenograf, dokańczając formułę.
   Baszta Do Góry Nogami wisiała nad Wyrwaną Bramą, wieńczącą główną alejkę Parku Sennej Ułudy w Zamglonej Dzielnicy. Sentyment nie fatygował się na poddasza osobiście. Powierzał swoje wiersze dwugłowym gołębiom. Potrafiły latać na plecach i mogły przenosić spore paczki. Miał ich siedem. Albo dwanaście. Jakoś tak, w końcu liczby, ilości, cyfry, kolejność - to były Głupie Sprawy i Jego Wysokość nie zamierzał zaprzątać sobie pamięci błahostkami. Pamiętał za to, że otrzymał je w podarunku od Anny Marii, tej garbatej dziewczyny mieszkającej bodajże w białej kamienicy opodal hotelu "Imaginacja". To było krótko po Popiołach. Sentymentowi zdarzyło się wówczas najdziwniejsze, najbardziej szalone i niezwykłe, niebywale ekstremalne marzenie w Jego Dotychczasowym Życiu. Zapragnął udać się na spacer. Widział siebie Oczyma Wyobraźni na ulicach Sepii, idącego wolno, kłaniającego się mijanym przechodniom, pozdrawiającego bawiące się dzieci. Gdzieś w nieokiełznanych głębinach jego jaźni, tam, gdzie rodzą się podszyte atawistyczną tęsknotą zachcianki, dostrzegał strugę moczu tryskającą z Jego Pękatości na ścianę własnego pałacu. Niechby strażnicy pognali go Gdzie Pieprz Rośnie. Niechby zamknęli go na cztery spusty. Pokazałby, jakm jest męskim władcą. Nie przyznałby się, nawet przy czwartym spuście.
Chciał też dowiedzieć się - jak w tej baśni z lat dziecinnych, którą czytywała mu mamusia - co też naprawdę dzieje się w Sepii? Jak żyją mieszkańcy? Czy śmieją się  ot tak, po prostu; czy podają sobie Pomocną Dłoń, którą z takim trudem wydobywano w Kopalni Miłości na południu Sepii? Słowem - chciał. Więc - się stało. Musiał jednak pozostać nierozpoznany.
   - Wielki Korektorze, jakie przebranie powinienem przywdziać, by ludzie nie myśleli, że ja to Ja? Może należałoby przebrać się za drzewo?
   Wielki Korektor oderwał wzrok od tomiszcza, leżącego przed nim. "O kurzu". Wersja dla niesłyszących. W sam raz, by ukryć w nim westchnienia i okrzyki rozkoszy Jej Wyniosłości, gromadzone skrzętnie przez Korektora od czasu wynalezienia punktu G. NiGdy nie wiadomo, co komu doleGa, Głosiło trzecie prawo korekcji.
   - Panie. Jestem przekonany, że nie powinieneś w ogóle...
   - Pójdę na ten spacer! To postanowione.
   - ...się przebierać. I tak nikt cię nie rozpozna.
   Jego Wysokość spojrzał na Korektora z góry. Za nisko. Podsunął sobie podnóżek i wskoczył. Czuł, że już dawno powinien zabić tego gnojka, ale Coś go powstrzymywało.
   - Co masz na myśli?
   Wielki Korektor pochylił głowę.
   - Wybacz. Chodzi mi o to, że pod tą latarnią będzie najciemniej. Jeśli przebierzesz się za biedaka, żebraka, żula, złoczyńcę czy dobroczyńcę, każdy cię rozpozna, bo od razu zwrócisz na siebie uwagę. Ale jeśli po ulicach, dajmy na to Aleją Pozytywu, przespacerujesz się powoli, bez pośpiechu, dostojnie, z właściwym sobie bezmyślnym uśmiechem, wszyscy pomyślą, że to na pewno nie ty. Będzie to widok tak niezwykły, Jego Wysokość Sentyment na ulicach, wśród prostych ludzi, na pieszo, że nikt nie ośmieli się ciebie rozpoznać.
   Jego Wysokość zeskoczył z podnóżka.
   - Tak będzie.
   I tak było. O jednym tylko nie powiedział Korektor. Kiedy Jego Wysokość Sentyment mijał Fontannę Magnezji, opluto go po raz pierwszy. Na Targowisku Opowiastek zewsząd słyszał niestworzone historie na swój temat. W ulicy Negatywu mówiono o nim same dobre rzeczy, kiedy zaś wkroczył do Parku Sennej Ułudy, wszystko zrozumiał. Przysiadł na ławce i zamknął oczy. Przyśniło mu się, że ludzie rzeczywiście go nie rozpoznają i myślą, że to jakiś oszust przebrał się za Jego Wysokość. Dlatego gotowi są rozszarpać drania. Nawet jego ukochane gołębie przelatując nad nim, dawały upust niechęci. Obudził go brzęk tłuczonego szkła. Przed nim stał obdartus.
   - Szumowino!
   Sentyment zaczynał powoli się przyzwyczajać. Było nieźle.
   - Dasz na Szumowino?
   Jego Wysokość już chciał sięgnąć  do kieszeni, ale uświadomił sobie, że jedyne Złote Guziki, jakie posiada, spinają rozporek jego spodni. Zatem był w kropce.
   - Gdzieś cię już widziałem. Może byłeś w "Kropce". Tej z "Biedronki". Pomożesz?
   Sentyment wstał i odszedł. Obdartus patrzył za nim, po czym wzruszył ramionami i usiadł. Po chwili zasnął. Ślina ściekała świetlistą ścieżką. Śniło mu się, że spotkał samego władcę Sepii. Kiedy się obudził, podreptał do "Biedronki" by przejrzeć "Kropkę". Jak dobrze, że Biedronka jest tak blisko, pomyślał.
   Tymczasem Jego Wysokość znalazł się pod hotelem "Imaginacja". W udekorowanych fekaliami gołębi szatach, ociekający plwociną, upokorzony i niechciany, przysiadł przed wejściem. Wyimaginowany portier w przezroczystej liberii momentalnie zjawił się przed nim.
   - Jak śmiesz, śmieciu?! Myślisz, że wystarczy przebrać się, żeby ukryć swoje prawdziwe oblicze?! Cnotliwi ludzie nie mają nic do ukrycia. Nie dorastasz do pięt naszemu Sentymentowi.
   Władca z trudem oderwał się od ławki. Guano zaczęło przysychać.
   - A napiwek?
   - Spierdalaj - ze łzami w oczach szepnął Jego Wysokość. Z tym czwartym spustem chyba nieco przesadził.
  Na niebo wtoczył się Prawy Profil. Przygrzewało coraz mocniej. Biała kamienica za hotelem sprawiała wrażenie chłodnej i opuszczonej. Jego Wysokość starł z twarzy zepsute jajko, którym trafił go przebiegający dzieciak i powlókł się w stronę plamy bieli.
   Zrezygnowany, z cuchnącymi skorupkami przyklejonymi do czoła, policzków i powiek, spojrzał na szyld nad wejściem.

                   KAMIENICA PANI CREIMS

   Z nadzieją wkroczył w chłodny cień sieni.

* * *

   Anna Maria właśnie kończyła skarpety dla ciotki z Winnicji. Coś mówiło jej, że wkrótce otrzyma Wiadomość Nad Ranem i pomknie na wschodni zachód. Lub na zachodni wschód, to zależy od zaprzęgu. Jeżeli najmie kocury, to pojedzie w jedną stronę. Jeżeli odważy się marzyć o Świętym Mikołaju, ten ze swoimi śmiesznymi reniferami powiezie ją w stronę przeciwną. Tak czy inaczej, skarpety trzeba skończyć. A tu rozlega się kołatanie kołatki. "Bo czegóż innego? Serca? Czyjego serca?"
   Podeszła do drzwi. Z trudem wyjrzała przez judasza. Był tak wysoko, a garb dziś wyjątkowo szukał czegoś na podłodze. Serce zabiło jej z wrażenia. To chyba... Co robić, co robić? Wahała się, zagryzając wargi. Puk, puk.
   - Co masz czynić, rób szybciej - usłyszała głos Judasza. Coś było nie tak.
   - To chyba nie twoja kwestia - szepnęła.
   Odsunęła zasuwę. Przekręciła klucz. Odpięła łańcuch. Zdjęła sztabę. Podniosła kratę. Wytarła połą fartuszka spocone czoło. Pośliniła palce i ujęła w opuszki gałkę zamka szyfrowego. Kiedy zapachniało tymiankiem, drzwi były otwarte. Stał w nich...
   Pochyliła się nisko.
   - Witaj, Jego Wysokość.
   - Chyba Wasza.
   - Może być nasza - w duchu zaśmiała się Anna Maria. Słyszała, że Sentyment lubi żartować.
   - Nie wasza, tylko moja, czyli nasza, to znaczy wasza.
   - Rozumiem.
   - Możesz się podnieść.
   - Już się podniosłam.
   - Gówno prawda - burknął Jego Wysokość i przekroczył próg. "Nie urośnie" - Anna Maria przypomniała sobie stare proroctwo swojej babci. Sentyment tymczasem dodał:
   - Żartowałem. Rozpoznałaś mnie.
   Anna Maria zerknęła na niego spod pachy.
   - Bez jaj - rzuciła od niechcenia. Kaktusy opuściły głowy, a cynowy talerz na ścianie zabrzęczał sam z siebie. Widząc wielkie oczy władcy Sepii, szybko dokończyła:
   - Żartowałam.
   Tego popołudnia śmiali się długo i szczęśliwie, a opowieściom nie było końca. Odkryli, że są jak dwie połówki jabłka. On, Jego Wysokość Sentyment, pierwszy i ostatni władca Sepii, właściciel Siedmiu Mórz i Jednej Wyspy Na Nich, przyszły pradziadek swojego prawnuka, "Ten, który robi co chce" i ona, prosta - nie całkiem - dziewczyna z białej kamienicy pani Creims, właścicielka wylosowanego garba i garbatego losu. On siedział pod piecem, dłubał w nosie i strzelał kulkami przez otwarte okno, ona wisiała do góry nogami na drzwiach od szafy, żeby go lepiej widzieć.
   Kiedy Prawy Profil zniknął za baobabami, ocknęli się z zauroczenia. Westchnęło.
   Jego Wysokość Sentyment stanął w progu.
   - Muszę już iść. Jesteś niezwykłą dziewczyną. Czy zobaczę cię jeszcze?
   Anna Maria poczuła, że się rumieni. W pudełku pod oknem zagruchały Luna i Vagina. Podeszła do nich.
   - Jesteście pewne? No, dobra.
   Sięgnęła z kosza dwa małe gołąbki o dwu łebkach, włożyła je w stary kapelusz i podała Jego Wysokości.
   - Dbaj o nie, Panie. Któregoś dnia lub nocy okażą się wszystkim co masz.
   Sentyment ujął kapelusz w dłonie, uśmiechnął się i zniknął w ciemności korytarza.

   * * *

   Jego Wysokość Sentyment westchnął. Zwinął wiersz i wsunął w opaskę na szyi gołębia. Ptak ruszył w lot. Odwrócił się na plecy i wpadł w najwyższe okno Baszty Do Góry Nogami.
   Sentyment patrzył za nim tęsknie.
   - Głupek - patrząc na męża, warknęła stojąca w oknie swojego apartamentu Jej Wyniosłość Melancholia.

2 komentarze:

  1. Ten tekst perli się, dźwięczy, brzęczy i chichocze. Żyje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak autor, nieprawdaż? Zaprzeczysz - pogrzebiesz żywcem!

      Usuń