niedziela, 11 sierpnia 2013

a potem gaśnie światło

   - Wynoś się, Walczak! Już, bo cię zajadę gumą!
   Znam ten głos. To nie jest dobry głos. Wydaje mi się, że patrzę tylko jednym okiem. To głupia myśl. Śmieszy mnie i próbuję się roześmiać, ale na twarzy mam chyba jakąś maskę, bo nie mogę otworzyć ust. Szczypie. Warga mnie pali i rośnie aż pod oko. Ruszam ręką. Nie, to nieprawda. Przekręcam głowę i pęka mi szyja. Ręce mam przypięte do łóżka.
   - Egon, słuchaj - mówi Barbie Turan. Tylko dlaczego ma grubą, wielką twarz? To nie Barbie. Tourette? Skelet? Mortem Post?
   - Słyszysz mnie? Egon, obudź się, halo!
   Wiem. Misiek. Czego on tu szuka, u mnie w pokoju? Unoszę lekko głowę i chcę zawołać tatę. Powinien być w swoim gabinecie i sklejać model "Titanica".
   Zaraz, to nie jest mój pokój. To cicha sala. Wiem. Wszystko wiem. Przywieźli mnie tutaj po tym, jak spałem w parku na ławce. I śniła mi się ta dziwna kraina. Jak to było? Sepia?
   - Masz tu glukozę i coś jeszcze. Na rano dojdziesz do siebie. Wrócę tu i wtedy pogadamy. Pomożesz mi, jasne?
   Patrzę na niego, jak podpina mi do żyły wenflon i kroplówkę. A potem gaśnie światło.

   * * *

   Rano. Chce mi się pić i sikać.
   Uff. Sikać już nie.
   Nie mogę się przekręcić. Boli mnie klatka piersiowa. Każdy oddech sprawia mi katorgę. Nie czuję rąk, jakbym nie miał dłoni i ramion. Jednym okiem spoglądam w sufit. Drugiego nie mogę otworzyć. Pojarka, skurnol. Nie zdawałem sobie sprawy, że jest taki szybki i ma tyle siły. Jak mnie trzepnął, to poleciałem na ścianę. Potem chwycił mnie wpół i rzucił na łóżko. Poczułem ognisty ból w żebrach. Wtedy uderzył mnie chyba czołem w twarz, bo wybuchło w mojej głowie tysiąc słońc.
   Wchodzi Misiek. Siada obok mnie i myje mi oczy i policzki mokrą pieluchą. Wystawiam język, żeby zaczerpnąć nieco wilgoci. Uśmiecha się do mnie. Jest źle.
   - Posłuchaj, Egon. Ta twoja pindzia zwiała. Przez ciebie, wiesz. Nic by się nie stało, jakbyś siedział cicho. Ale ty musiałeś...
   Nie mogę rozkleić drugiego oka. Widzę tylko lewą rękę Miśka i obawiam się tego, co robi prawą.
   - Znajdziesz ją. Masz dwa dni. Rozumiesz?
   To drań. Odwal się, myślę, prysnęła to jej fart. Usiłuję splunąć mu na fartuch. Kiwa z niedowierzaniem głową i pokazuje mi małe piórko. Wsuwa mi je do nosa. Przytrzymuje głowę i łaskocze. Kicham. Pękam na pół. A potem gaśnie światło.

* * *

   Muszę mieć połamane żebra. Stąd ten rozrywający ból przy kichaniu i oddychaniu. Muszę wytrzymać. 
   Nie dam mu satysfakcji. Kręcę głową. Nie pomogę gnojowi.
   Piórko. A potem gaśnie światło.

   * * *

    Usiłuję kiwnąć głową na "tak", ale najwidoczniej nie rozumie, cymbał.
   A potem gaśnie światło.

2 komentarze:

  1. A kiedy gaśnie światło, łatwiej się dostać do Sepii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Patrz: post "raz w tę, raz w tę"
      w.e.

      Usuń