środa, 25 września 2013

różyczka

   Jej Wyniosłość opadła pomiędzy purpurowe poduchy ze złotymi... ozdobami. Ten bałwan Sentyment znowu igrał ze wspomnieniami. Pokazywał im stare zdjęcia, zbok. Na jednym z nich ona, kilkuletnia dziewczynka o lśniących, czarnych włosach, w sukience z falbankami i lakierkach. Wśród plamek światła pomiędzy liśćmi, na śliskiej od rosy i pociemniałej ze starości kłodzie. Na innym - za rękę z Tatą w mundurze wysokiego rangą wojskowego. Zabójczo przystojny. Falująca grzywka, krótki wąs, błysk w oku. Magnetyzm. Po latach zrozumiała, że jego spojrzenie hipnotyzowało nie tylko ją i dlaczego mama tak strasznie płakała. I dlaczego znikał z domu częściej i częściej, aż wreszcie zniknął całkiem.
   Potem przyszedł czas przemian w kraju i w niej. Trudny wiek, choć wiek nie trwał, a zaledwie kilka lat. Mało pamięta z tamtych dni. Była muzyka, sporo ludzi, odurzenie. Głównie odurzenie. Lśniący od deszczu bruk, para wodna ze studzienek, zmoknięte strusie pióra, ciągnący się po ulicy obszarpany tren, rozmazana szminka i przebłysk świadomości: coś muszę zrobić ze swoim życiem... A że akurat przechodziła obok Wielkiej Loterii, kupiła los. I wygrała. Sentymenta. Szalała ze szczęścia. Będzie Królową, Królową, Królową!!! Cóż za zmiana, jak wspaniały obrót spraw. Odurzenie przeminęło bezpowrotnie. Sentyment obsypał ją prezentami, pisał dla niej głupkowate wiersze, stroił się w wykończony złotą taśmą aksamit i pantofle z klamerką.
   Ceremonia Ślubna przerosła wszelkie oczekiwania i poświęcono jej cały numer "Czczego Sepianina". Potem ta cudowna gra wstępna, te przekomarzania, słodkie spojrzenia, te wyrafinowane potrawy, muzyka, liściki, poezja, i znów spojrzenia, stół, patefon, papier i tak w kółko, aż po dziś dzień. Lud był co prawda głupi, ale nie aż tak, w końcu przylgnął do niej ten wstrętny przydomek. Melancholia. Jak kula u nogi. Jak kajdany. Jak stryczek. Czasem, gdy wezwała Korektora, lub gdy Ginekolo Ga rzucał się na jej orGany, udawało jej się spławić Pustkę, Niedosyt i Niespełnienie, ale zawsze wracały. Łajzy.
   Dłoń o czarnych paznokciach rozsunęła zasłony. Melancholia spojrzała w okno na ogród w stylu nonszalanckim, pełen tajemniczych zakątków. Mama mówiła do niej: "Różyczko".

1 komentarz:

  1. Co za złość! Co za gniew! To wręcz za złość, za gniew! I konsekwencja. Ale, że Melancholia to wstrętny przydomek? Wręcz bynajmniej. Dobrze jednakowoż wiedzieć, skąd się baba wzięła. Nie po jusze, a po farcie. Dobre.

    OdpowiedzUsuń