piątek, 6 września 2013

hotel "Imaginacja"

   Tu, gdzie jestem, już byłem, ale też dopiero będę. To poczucie zawracania czasu jest nie do zniesienia. Kiedy spoglądam za siebie, widzę to, co jest przede mną, a gdy odzywam się do siebie, słyszę słowa, które dopiero powiem. Ogromny, nieco zamazany budynek przede mną. Czyli stoję do niego tyłem. Zatem aby wejść w drzwi, muszę się cofnąć. Hotel, myślę.
   - Imaginacja - mówię. Dobra nasza, powoli się przyzwyczajam. Zadzieram głowę do góry. Gmach niknie w chmurze o kolorze przekrojonego buraka.
   - Witam szanownego człowieka!
   Pamiętając, by mówić nie to, co chciałbym powiedzieć, ale co powinienem, ciepłym tonem witam rozmówcę:
   - Pedał czy co?
   Aha. Czyli zmiana. Teraz mówi mi się to, co pomyślałem wcześniej. Nie nadążam. Trudno, co będzie, to będzie. Nie moja wina, że facet stoi przede mną, czyli za mną, na golasa.
   - Zgadza się, drogi człowiecze. Pedał, czyli homoseksualista, czy też gej, albo ciota. Pokój.
  Uśmiecham się głupio, bo nie lubię fanatyków religijnych, w dodatku zboczonych. Na wszelki wypadek mażę palcem po klacie i ustach, odburkując:
   - Pokój nam wszystkim.
  Golas drapie się po mosznie.
   - Człowiek mnie źle zrozumiał. Oto klucz. Piętro kolejne, drzwi naprzeciwko, numer nieistotny. W pokoju czeka na człowieka niespodzianka. Kocha człowiek?
   Nie wierzę. Na szczęście poczucie, że już tu byłem pozwala mi nabrać pewności, że nic mi nie grozi.
  - Pytam, czy człowiek kocha? Dla kochających mamy zniżkę. Mógłbym wtedy zaproponować niższe piętro.
Bogusław Dziedzic, technika mieszana
foto: Ola Wittenberg
   Skoro tak wygląda ten hotel, to jakie mogą być schody? Albo winda? Lepiej niższe.
  - Kocham.
  - Zatem proszę udać się wejściem dla zakochanych. Tylko nie pomylić z wyjściem za kochanych. Miłego marzenia.
   Dziękuję - myślę, biorąc klucz. Skądś go znam. Znowu zmiana.
   - Ale pojebus - mówię. Lepiej już pójdę.
   Cofam się w drzwi. Obracają się i wciągają mnie do holu, gdzie wszyscy chodzą nago. Zaczynam się trochę krępować. Wtedy podbiega do mnie hotelowy bej, czyli młody gej, i przecina krępujące mnie więzy. Przy okazji kaleczy mi dłoń. Wprawnym ruchem przysysa się do rany i po chwili jest dobrze. Starsza Dama Kier przy fontannie w nieco pogniecionej sukni nachyla się nad wodą i mówi pierwsze życzenie. Złota rybka od niechcenia skubie sutek jej piersi, muskający srebrną taflę. Za oknem błyska. Fotoreporter klaszcze w dłonie i zadowolony ucieka na drugą stronę ulicy. Pod ścianą, wyłożoną zębami, okularami i płytami z piosenkami Michaela Jacksona stoi grajek. A właściwie dwóch. Tak, zdecydowanie dwóch. Wygrywa ten pierwszy. Nic dziwnego, widzę, że podgląda.
   Ruszam niepewnie do wejścia dla zakochanych. Idę dwadzieścia stopni w górę, siedem w lewo, trzynaście po skosie i dwadzieścia jeden na zapas. Na koniec wracam i oto jest. Moje piętro. Jedno mnie martwi. Sufit na wysokości pępka. Aha.
   - Mówiłem, że mogę zaproponować niższe piętro - uśmiecha się golas, stając nagle za mną, czyli przede mną. Trudno. Jestem zmęczony. Klękam i na czworakach odnajduję drzwi naprzeciwko. Jest ich troje. Identycznych. Zerkam na pierwsze. "To nie te". To nie te. Następne. "Następne". Zrezygnowany, naciskam bezczelnie klamkę w ostatnich drzwiach. Kiedy pada na nie światło z pokoju, dostrzegam tabliczkę. Istotnie: "Nieistotny". Spać. O niczym innym nie marzę.

2 komentarze:

  1. Najlepszy. Nawet przed moim ulubionym doskonałym. Kapelusz z głowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. To technika zwana "z mordą w kuble".
      Do zo.

      Usuń