wtorek, 16 lipca 2013

rusyjskie wiersze

   Anna Maria pochyliła się nad kałamarzem. Uwielbiała niepokojący zapach atramentu z łez kruków. Gęste krople, z pozoru czarne i zimne, na kartach dziennika zamieniały się w mieniące się ścieżki i zawijasy. W dodatku dzwoniły delikatnie, trzeba było tylko w ciszy nocy przyłożyć ucho do słów i rysunków. Nie była to żadna konkretna melodia, a jednak ilekroć Anna Maria sięgała spod poduszki dziennik i tuliła go do policzka, zdawała się rozpoznawać to kołysankę z dzieciństwa, to poranny zaśpiew słowika, albo melodię pozytywki zamkniętej w żółtej karuzeli z różowymi konikami. Dlatego zawsze, kiedy w środku nocy otwierała oczy, przebudzona ostatnim promieniem księżycowego światła ześlizgującym się po bambusowej żaluzji, sięgała po dziennik. Słuchała przez chwilę, a potem, pokonując ból w plecach poniżej garba, przekręcała się na drugi bok i zasypiała ponownie, uspokojona, z błogim uśmiechem na ustach.
   Teraz zatem wciągnęła głęboko słodkawy aromat, aż przebiegł ją znajomy, euforyczny dreszcz, od brzucha do palców stóp i po czubki włosów, i zanurzyła w kałamarzu pióro. Pióro podarował jej Wagina. Przeznaczył na to najdłższą, fioletową lotkę z lewego skrzydła. Anna Maria doceniła ten gest i obiecała w rewanżu utkać na szydełku podwójne kapturki dla dwugłowej dziatwy gołębiej pary.
   Na skośnie przyciętej dudce lśniła kropla. Anna Maria westchnęła i oparła pióro o kartę dziennika. Niedawno odkryła jeszcze jedną właściwość ptasich darów. Pióro Waginy nasączone atramentem z kruczych łez żyło własnym życiem. Pozwalało jej pisać niespotykanie lekkie wiersze, a kilka dni temu, gdy w Antykwariacie zakupiła tomik rusyjskiej poezji i zaczęła go czytać, nagle, nie wiedzieć skąd, pochwyciła myśl, ślad pomysłu, okruch zapału - przetłumaczyć te wiersze. Tego samego dnia zasiadła do pisania, gdy tylko Lewy Profil zniknął za czuprynami baobabów. Świeca skwierczała podekscytowana. Zegar na wieży Pałacu Ich Rozkoszności wybijał godzinę za godziną, aż wszystkie godziny tej nocy zostały wybite. Kiedy Anna Maria skończyła, a raczej kiedy w kałamarzu wyczerpały się łzy, na kartach dziennika błyszczało i dzwoniło kilkanaście przetłumaczonych wierszy. To było coś wielkiego. Anna Maria była dumna.
   Przeczyta je jutro. Kiedy się wyśpi.

2 komentarze:

  1. Łzy w kałamarzu Anny Marii skończyły się. Nie zdążyła dokończyć swojego dzieła. Krucze łzy mają również tę właściwość, że gdy wyczerpią się zbyt szybko ten, kto ich używał, odczuwa nieogarnioną pustkę i palącą tęsknotę. Występowały one w stopniu tak silnym, że dawały objawy somatyczne: podwyższone ciśnienie, bezsenność, zanik głosu. Anna Maria nie miała jednak możliwości, by uzupełnić je zgodnie ze swoim pragnieniem. Kruk był istotą wielce zajętą. Jego grafik trzeszczał wręcz w szwach. I to nie tylko za sprawą Pani Krukowej, której dzielnie pomagał i służył swoim skrzydłem, gdy tylko zachodziła taka potrzeba, ani za sprawą Pisklaków, które pragnęły spędzać z nim każdą chwilę. Kruk był również niezwykle zaangażowany w sprawy lokalnej społeczności. Miał misję. Pragnął integrować ludność wokół spraw wyższych, edukować i bratać ze sztuką. Gardził w sumie polityką. Nie chciał się nią zajmować, a na pewno nie w takiej formie, jak zwycięzcy wyborów, które jedynie z nazwy były demokratyczne. Rajcy miejscy, którzy przede wszystkim czuli się wybrańcami i to do tego stopnia, że ich głównym zajęciem było stroszenie piórek, puszenie się i wydawanie dźwięków, które niektóre samiczki bardzo łatwo myliły z odgłosami godowymi. Z czego oni nader skwapliwie korzystali. Ale nie o tym. Kruk, jak już powiedziano, miał misję. Największym pragnieniem jego życia było ochronić miasto przed doktorem Mortem Postem. Mortem Post, reprezentował idee materialistyczne, pragmatyczne i eugeniczne. Jego narzędziem był naukowy eksperyment, a nadrzędnym celem stworzenie idealnej społeczności, wolnej od chorób, przede wszystkim psychicznych, odpornej, zorganizowanej, jednym słowem - doskonałej. Jednak ofiary, jakich wymagały te bezwzględne metody, były dla Kruka i dla większości ptactwa źródłem rozpaczy. Kiedy Kruk myślał o Mortem Poście, jego myśli zasnuwał mrok. Zauważył, że odruchowo kuli się, zwija skrzydła i z przerażeniem zaciska oczy. Nie potrafił, nie mógł zapomnieć krzywd, jakie wyrządził mu Mortem Post. Gdyby nie ten szaleniec, zapatrzony w swoje realistyczno-materialistyczne wizje, może wszystko potoczyłoby się inaczej... Może ona... Może gładziłby teraz i całował najdelikatniejsze, najpiękniej mieniące się i najbardziej lśniące pióra na całym świecie... Nie, nie można teraz o tym myśleć. Tamten rozdział został dawno zamknięty. Teraz należało stanąć do walki i bronić tego, co pozostało jeszcze do stracenia. Anna Maria nie znała szczegółów, ale domyślała się wszystkiego, dlatego postanowiła być bardzo cierpliwa. Wiedziała, że Kruk o niej nie zapomni. Wiedziała, że też w jakiś sposób jej potrzebował. Przecież u niej i tylko u niej mógł płakać... Tak, ich spotkania wcale nie były łatwe. Ale oczyszczające. Kruk płakał, a Anna Maria zbierała jego cudotwórcze łzy do kryształowego kałamarza, by wykorzystać je potem jak najstaranniej podczas bezchmurnych nocy. Wszystko, co napisała, pokazywała Krukowi. Jej, jak to ona mawiała, "pisanina" również dla niego była źródłem siły. Jakoś tak nawzajem się inspirowali. Może to dzięki temu wszystko na razie toczyło się pomyślnie... Dlatego Anna Maria czekała. Trochę posiwiały jej włosy, miała lekko podkrążone oczy i suchą skórę, bo brak kruczych łez z czasem coraz bardziej dawał się we znaki. Ale nawet na mgnienie nie opuszczała jej nadzieja. Taka to już była garbata, trochę naiwna, trochę infantylna, trochę może nawet kiczowata, ale jednak nieprzejednana Anna Maria.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Przecież u niej i tylko u niej mógł płakać..."

    OdpowiedzUsuń