czwartek, 25 lipca 2013

Jej Wyniosłość Melancholia

   Tego akurat wieczoru Pałac Ich Rozkoszności skierował wszystkie swoje sto jedenaście okien w stronę bladego nieba. Tej akurat nocy wszystkie sto jedenaście księżyców miało znaleźć się na firmamencie jednocześnie, obok siebie, tworząc niepowtarzalne widowisko, wnoszące w życie i nieżycie mieszkańców Sepii dużo frajdy. To był dobry znak. Wszyscy wychodzili na balkony, tarasy, stawali w oknach, zerkali w Oka Ważek, żywe lunety wynalezione i wykonane na dziewięćdziesiąte dziewiąte urodziny Jej Wyniosłości Melacholii przez Wielkiego Korektora. Stary lizus. Wszyscy w Sepii dostrzegali jego zapędy względem Jej Wyniosłości, jego lekceważący stosunek do osoby Jego Wysokości Sentymentu, jego drwiące uśmiechy i półgębkiem rzucane komentarze. Wszyscy, oprócz samego Jego Wysokości. Nieszczęsny władca, zaślepiony i zniewolony przez swoje marzenia. Oddałby i oddał wszystko, by marzyć. A był w tym naprawdę dobry. Nikomu nie realizowały się marzenia tak szybko, jak Jemu. Miał prawdziwy Talent. I tak naprawdę, to właśnie chroniło go przed zakusami Korektora.
   Trzeba przyznać, że Wielki Korektor odwalał kawał ciężkiej roboty. Gdyby nie jego codzienne, mozolne wyliczenia i sugestie, sto jedenaście księżyców Sepii już dawno spadłoby na głowy mieszkańcom. A przecież za rok będzie ich sto dwanaście. Za dwa lata... Strach pomyśleć.
foto: Łukasz Gliszczyński argoth.pl
   - Wielki Korektorze, czy myślisz, że to mądrze, tak stwarzać księżyce bez końca? - Jej Wyniosłość Melancholia oparła kształtną brodę z ciemnym zarostem, golonym w maleńkie błyskawice, na ramieniu mężczyzny. Korektor drgnął. Dreszcz przebiegł po jego ciele, zeskoczył na czerwoną podłogę ułożoną z Kafli Samobójców i pognał, piszcząc cieniutko w stronę kominka. Po chwili misternie układane przez Jego Wyskość Sentyment polana osunęły się w popiół. Chmura pyłu buchnęła w stronę komnaty. Korektor zmarszczył brwi i popiół zawrócił do komina.
   - Księżyce nie są celem, Pani.
   - Mianowicie?
   - Celu nie zna nikt. Czynię jedynie zbędne rzeczy, aż uczynię wszystkie, Wówczas zostanie jedynie cel.
   - I go poznamy - dodała Jej Wyniosłość, chuchając w ucho mężczyzny. Kolejny dreszcz, tym razem gorący, wręcz rozpalony, runął po szacie Korektora, a kiedy dopadł polan, zaskwierczało, zaiskrzyło i ogień błysnął wśród drew.
   - Właśnie.
   - Szkoda, że z moim mężem nie można porozmawiać o takich smutnych sprawach.
   - Jest przeciwieństwem Ciebie, Pani. Twej wzniosłej i smutnej mądrości, Twego przeogromnego, pełnego zrozumiena i zadumy smutku.
   - Ma dobre wspomnienia. Dzięki nim Lud jest szczęśliwy i go kocha.
   - Niewątpliwie.
   - Jednak?
   - Nigdy nie wątpi, Pani. Nie trapi się. Nie waha. Nawet jego koszmary są pełne śmiesznych zdarzeń.
   Jej Wyniosłość Malancholia zaśmiała się nieznacznie, zaraz jednak położyła sobie dłoń na ustach. Korektorowi też. Dreszcz sprawił, że włosy na głowie mężczyzny uniosły się o cal, po czym zeskoczył z opuszków jego palców. Czerwona płyta u stóp Jej Wyniosłości pękła z trzaskiem.
   - Pamiętam - westchnęła. - Co to było, gdy wymarzył Prawy Profil? Spotkał potem swojego dawnego nauczyciela wuefu, tego opoja wytatuowanego w gołe baby i kotwice. Bał się go przez kilka lat szkoły. A tu bydlak pośliznął się tuż przed moim Sentymentem i skręcił kark. Wyjątkowe.
   - Taaak...
   Korektor czuł zapach skóry Jej Wyniosłości. Kręciło mu się w głowie. Nie będzie lepszej chwili.
   - Pani, wybacz, że poruszam ten temat, ale pragnę poznać Twoje zdanie, zanim podejmę stosowne kroki.
   Jej Wyniosłość Melancholia odwróciła się w stronę kominka. Ogień strzelał wesoło. Zbyt wesoło. Zgasł.
   - Chodzi ci o tę garbatą?
   - Tak, Pani. Powiedz tylko słowo, a jej koszmary ją przerosną.
   Jej Wyniosłość patrzyła w dymiące polana. Tak lepiej.
   - Sprawa nie cichnie. Masz rację. Ale on ją kocha.
   - Zatem?
   Jej Wyniosłość podeszła do okna. Uchyliła skrzydło i z perłowego parapetu zgarnęła nieco brązowego popiołu. Ulepiła z niego kulkę, a potem laleczkę. Lalka miała na plecach wypukłość.
   - Poczekajmy do Dnia Szczerości. Poświęcę swoje pytanie.
   Pstryknęła paznokciem w wypukłość.
   Wielki Korektor skłonił głowę.
   - Jak sobie życzysz, Pani.

   * * *

   Anna Maria poczuła nagły ból w okolicy garba.

   * * *

   Barbie Turan jęknęła przez sen. Pogładziłem delikatnie ścianę za głową.
   - Śpij, kochana, śpij.

7 komentarzy:

  1. To jest na maksa "odjechane"...
    A.R

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak życie, moja droga, jak życie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Anna Maria leżała w Łożu. Łoże, jak zawsze, starało się otoczyć ją jak najlepszą opieką i sprowadzić na nią zdrowy, ożywczy sen. Nie zawsze mu się to udawało. Czasem mimo największej troski i zaangażowania Łoże odnosiło porażkę. Dziś też nie było mu łatwo. Anna Maria poczuła lekki ból w garbie. Obróciła się jeszcze bardziej w prawo, podwinęła prawe kolano niemalże pod brodę, lewy łokieć wsunęła pod głowę. Lubiła tak leżeć z lewą nogą wyprostowaną i luźno opadającą prawą ręką. Łoże starało się koić ją, jak potrafiło najlepiej, ale dziś jego wysiłek nie był w stanie zwyciężyć z niespokojnymi myślami Anny Marii. "Czujność śpi, trochę mdli, jak szarlotka z rana" - co to za słowa? Skąd się wzięły? "To jest walc na sto pa...", "Jesteśmy na wczasach..." Oprócz ukłucia w garbie Anna Maria czuła lekki ucisk wokół żeber, jakby ktoś powoli, nie za mocno, zaciskał na nich obręcz. Ten wiersz... Wypłynął z mętliku słów wędrujących przez zmęczoną głowę:

    Koc miękki skrył zmęczone ciało,
    Przywołać chcę te chwile.
    Kto z tej potyczki wyszedł cało?
    Kto przegrał pojedynek?

    Wszystko powraca znów i znów,
    I stoi w gardle ością.
    Czy to, dla czego brak mi słów
    Było jednak miłością?

    Kto był myśliwym, a kto łupem?
    Czort wszystko powywracał.
    Kot mruczał dobrze wiedząc, że
    za dużo już zobaczył.

    W tym pojedynku samowolnym
    Kto piłkę w rękach miał?
    I czyje serce: twoje, moje?
    Na oślep gnało tak?

    I co to w końcu było, co?
    Za czym tak bardzo tęsknię?
    Już sama nie wiem: zwyciężyłam?
    Czyś to ty mnie zwyciężył?

    Anna Maria skupiła się na nim, pozwoliła, by pulsował w jej głowie. Zdawała sobie sprawę z jego niedoskonałości. Cóż, przekład powstał pod wpływem chwili. Oryginał napisała kobieta dla kobiety, dla swojej kochanki, też poetki. Tłumaczenie wyszło jej damsko-męskie. Trzebaby się nad tym pochylić. Ale nie miała na razie lepszego pomysłu. Zaczeka, może rozwiązanie przyjdzie samo. A może kiedyś zechce nad nim porządnie popracować. Nie teraz. Teraz pozwoliła mu po prostu żyć. Unieść się jego rytmowi. Złączyła kolana i wcisnęła je mocniej w materac. Łoże zakwitło. Jedenaście słońc drgnęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sepia to kraina, którą przemierzają DWA słońca. Przemierzają, bowiem jak na porządny świat przystało, wszystko kręci się wokół JA. Również słońca - Lewy i Prawy Profil. Ponieważ jednak obecnie, tu i teraz, marzy się o słońcach jedenastu, przeto w najbliższym możliwym czasie pojawi się na niebie dziewięć nowych słoneczek. Jak wiadomo, w Sepii czas nie istnieje, zatem określenie "w najbliższym możliwym czasie" nie jest zbyt wiarogodne i precyzyjne. Oznacza po prostu, że już, natychmiast, wręcz od zawsze.
      Będzie gorąco. Nawet zakamarki, nawet Nagła Ciemnia, gdzie zadaje się pytania w Dniu Szczerości, utracą większość cienia, a w sinych uliczkach pojawią się domy ostre, jakby uderzyć ręką prosto w kant. Koty w blasku zmrużą oczy. Nie zobaczą już więcej zbyt wiele. Będzie gorąco.

      Usuń
    2. "Złączyła kolana i wcisnęła je mocniej w materac. Łoże zakwitło. Jedenaście słońc drgnęło."
      Aż tak? Dobre!

      Usuń
  4. Ciemna Strona otrzymał kolejne zlecenie od Korektora. Niespecjalnie dobrze płatne. Korektor skrzętnie liczył każdy złoty guzik (w międzynarodowym standardzie występujący jako ZGS, Złoty Guzik Sepii). Ale Ciemna Strona nie robił tego dla zysku. Zlecenia sprawiały mu najczystszą przyjemność.
    - Księżniczko, jaka jesteś ładna - wymamrotał, przysiadając się do Anny Marii. Anna Maria po nieprzespanej nocy postanowiła zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Znalazła najciemniejszy kąt w Ogrodach Centralnych. Trochę nawet przez ten cień wilgotny, ale za to chłodny i ustronny. I ławka nie miała oparcia. Że też musiał się przyplątać ten typ. Zapach Odurzającego czuć było na dwa metry. Kaprawe oczy, popękane naczynka, czerwony nochal (Ciemna Strona ciężko napracował się nad charakteryzacją i był z niej bardzo dumny. Nawet ropa w wewnętrznym kąciku lewego oka wyglądała realistycznie).
    - Księżniczko, ja Cię będę malować.
    - Słucham?
    - Masz taką nietypową urodę, taka jesteś ładna. No chcę Cię namalować.
    Tak, nietypową, pewnie. Jak mało kto. Garb ją wyróżniał, to fakt. Anna Maria niespecjalnie zastanawiała się nad swoją urodą. Strój dobierała tak, by jak najwięcej zakrywał. Żadnych dekoltów, rozcięć, biżuterii. O lakierze do paznokci i ciepłym wosku nawet nie słyszała. Ale trzeba przyznać, że drab nacisnął właściwy klawisz. Coś w Annie Marii drgnęło. Zawahała się.
    - Jestem malarzem.
    Nie wyglądał. Bynajmniej. Zwykły żul. W dodatku pijany. "Lecz skąd te biele?" - zadziorna myśl przyczajona w bezpiecznym zakamarku tylko czekała na tę chwilę.
    - Księżniczko, masz ładny strój i krój, ładną figurę. Ja namalowałem tysiąc siedemset obrazów. Wiszą w Świątynii, w Przytułku, w Radzie. Idź se zobaczyć. Kapłan obiecał mi paczki z Normalnego Świata raz na tydzień. Takie mam u niego chody. Mój przyjaciel, Malarz, umarł. Tyle razem Odurzającego wypiliśmy. Daj mi chociaż zdjęcie, no chociaż ksero zdjęcia. Jutro masz portret. Zobaczysz.
    O Malarzu słyszała, kto go tam wie, z kim pił. Może ten łachman nie kłamał?
    - Daj spokój, tyle masz ładnych dziewczyn do malowania. Młodszych i ładniejszych - Anna Maria podjęła decyzję, że nie będzie się bawić w etykietę, nie bez wahania, bo żul był dużo starszy no i jednak może był malarzem. Ale pijanym i sam się zasadami dobrego wychowania nie przejmował. Zatem jednak na "ty".
    - Ale ty jesteś inna. O to chodzi.
    - Daj mi się zastanowić... Jeden dzień.
    - A co tu się zastanawiać?
    - Jeden dzień. Często tu jesteś?
    - Zawsze.
    - No. Dobra. Jak będę chciała, to cię znajdę.
    - Wiesz, Księżniczko, że dobra to jest zupa z bobra?
    - Na razie. Miłego dnia.
    Rozsądek Anny Marii odtrąbił fanfary. Oczywiście. Z pijakami się nie będzie zadawać. Namalować, też coś... Od razu, pozować, no pewnie, jeszcze czego. Ale gdzieś w głębi duszy otworzyły się malutkie drzwiczki. "Jesteś ładna, jesteś ładna, jesteś ładna..." Anna Maria dotknęła swoich włosów.
    Ciemna Strona był niepocieszony. Myślał, że łatwiej mu pójdzie. Nie miał jednak zamiaru się poddawać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciemna Strona - dobrze. ZGS - jak najbardziej, choć w Sepii wartość rzeczy zmienia się zależnie od kilku czynników. Wielki Korektor w swoim dziele "Analiza wartości - wartość analizy. Droga do głębokiego szczęścia" nuci (atrament z Łez Kruków) o: a)Łechtaniu Pragnień, b)Niejasnym Ssaniu, c)Jasnym Ssaniu, d)Potrzebie Potrzeb i wreszcie e)Rzucie Kulką. Złote Guziki Sepii poza tym, mają trzy, pięć lub siedem dziurek, z których tylko jedna prowadzi do Celu. Nieprzespane noce zaniżają kurs ZGS. Podobnie jak brak poczucia własnej wartości, tudzież analizy.
      Coś zniekształca równowagę - Normalny Świat, Kapłan - co to ma być? Dotknij swoich włosów...

      Usuń