poniedziałek, 29 lipca 2013

drzwi

   Fragmenty dziennika prowadzonego przez klientkę o numerze kartoteki SP-909. Dziennik ten, w postaci grubego brulionu, zszytego ręcznie z papieru toaletowego, oprawionego w sztywne okładki z cienkich deseczek, odnaleziono w jednej z szuflad dr Mortem Posta, kilka dni po jego zniknięciu. Ponieważ na froncie widnieje cyfra 3, można przyjąć, że jest to trzecia część owego intrygującego dla nauki dzieła. Niestety, jak na razie los pozostałych części jest nieznany. Być może w ogóle nie istnieją.

  "(...)
   wtorek, rano
   O tym, że uwielbiam śpiewać, nie powiem nikomu. Nawet Walterowi. On jeden pewnie by mnie zrozumiał, ale nie. Niech to będzie moja tajemnica. Coś tylko i wyłącznie mojego. Mój tajemniczy most, łączący mnie z mamą. Wiem, że chciała mieć chłopca. Wiem, że żałuje tego, że zostawiła mnie z ojcem tatusiem. Kiedy śpiewam, nic innego się nie liczy. Wystarczy kilka dźwięków, kilka oddechów i rezonans w głowie, a staję się jednością z powietrzem i światłem.
   Kochany Walter. Nazwał mnie Barbie Turan. Niech mu będzie. To chyba dla przekory, bo dobrze wie, że nie łykam żadnych proszków. To cud, że mi się udaje. Nikt się nie zorientował. Choć nie, może tylko ten sanitariusz Mras coś podejrzewa. Wczoraj spojrzał na mnie przy kolacji, uśmiechnął się i spytał:
   - A umiałabyś wybłagać, żeby ktoś ożył? No wiesz, u tych swoich świętych?
   A potem rozejrzał się, jakby sprawdzał, czy nikt go nie widzi, zasłonił plecami kamerę i wysypał mi na dłoń trochę tabletek. Te żółte i zielone. Akurat bardzo mi potrzebne.
   - Na różaniec - szepnął i puścił oko.
   Udałam, że nie rozumiem, ale gdy się odwrócił szybko wsypałam kuleczki do kieszeni. Tylko, że co ja mu poradzę. Słyszałam, że umarła mu córeczka. Dość dawno. Może, gdyby udało mu się dostać do Sepii... Ale tu? No, co ja mu poradzę?(...)

czwartek, po obiedzie
   Powiedziałam. Powiedziałam Walterowi o śpiewaniu. A on przyniósł organki i zagrał mi kilka melodii. A ja śpiewałam. To było cudowne. On mnie rozumie. On też uwielbia muzykę. Mówi, że przez cały czas w jego głowie brzmi jakaś melodia, jakieś piosenki, powtarza jakieś słowa. Tak jak ja. To dobrze, bo już myślałam, że jestem wariatką, ha, ha.

sobota (chyba), wieczór
   Doktor Mortem Post wyjechał, i mamy spokój. Misiek zajmuje się jakimś nowym pacjentem i nie wychodzi z cichej sali. Tak zupełnie przypadkiem, bo nie wiem jak się tam znalazłam, poszłam do końca Alei Pomyj. Nawet nie wiem kiedy, minęłam zagrodę ze świniami. Stanęłam pod rurą, z której cieknie brudna kuchenna woda. Po raz pierwszy dostrzegłam w ścianie drzwi. Zupełnie, jakby ich wcześniej nie było. Małe, metalowe drzwi. Zardzewiałe i pokryte tłustymi plamami. Sięgały mi do brody, a jestem przecież niziutka. Zamiast klamki miały niewielką gałkę, poniżej której widniała czarna dziura kształtem przypominająca trójkę. Wiało z niej chłodem.
   Zza drzwi dochodziło buczenie. Poczułam się nieswojo. Pomyślałam, że to jakaś maszyna, może pompa albo silnik. Oparłam dłoń o drzwi. Były ciepłe, a plamy rdzy rysowały mi palce. Przysunęłam się bliżej, pochyliłam i przytuliłam ucho do drżącej delikatnie blachy.
   Śmierdziało. Duszący zapach czułam nawet na języku. Miałam wrażenie, że wnika do mojej głowy i miesza się tam z niepokojącym buczeniem. Chciałam odejść, bo robiło mi się niedobrze, a usta wypełniała gęsta ślina, której nie miałam zamiaru połykać. Splunęłam. Nie mogłam oderwać się od drzwi. Coś kazało mi złapać za gałkę, wpatrywać się w dziurkę od klucza, nasłuchiwać. "Powinnam odejść - pomyślałam - ale chcę tam zajrzeć. Nie, nie chcę, to nieprawda. Prawda. Muszę sprawdzić, co tam jest."
   Łup! Coś z tamtej strony walnęło w drzwi. Uderzenie był tak energiczne, że odskoczyłam od blachy i klapnęłam w tłustej kałuży. Zerwałam się, opierając dłonie w cuchnącej mazi. Dzwoniło mi w uchu. Pobiegłam do kuchni. Była zamknięta. Ślizgając się w brudnych laczkach, bez oglądania za siebie, uciekłam do budynku. Pierwszy raz poczułam się tu jak w domu.

środa albo czwartek, wieczór
   Nie. Jak w domu nie. Czy ptaki się pocą? Tato! Wie tata, czy ptaki się pocą?

piątek, wieczór
   Ten nowy pacjent nie żyje. Marycha przewrócił mu na głowę automat z batonami. Walter mówi, że to na prośbę tego nowego. Nie chciał więcej spotkań z Miśkiem. Nie lubi widocznie słodyczy. Nie lubił.
   Za to Skelet i Tourette mieli uciechę. Dopadli do Snickersów, wytarli o pidżamę resztki krwi i włosów i zjedli po trzy.
   Co tam jest? Co tam jest?
   (...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz