niedziela, 20 października 2013

wycie

   Wył. Wył piątą dobę, a wycie to było słychać aż po krańce Sepii. Nawet tatusiowi zrobiło się go żal i usiłował podejść, żeby pocieszyć syna, ale wycie było tak przejmujące, że się przejął. A co, jeśli mu pękną bębenki? Więc się powstrzymał. Niech tam. Ciemny Strona nie takie przeżycia miewał i wychodził z nich cało. W końcu to jego syn. Niedaleko pada jabłko do jabłoni. Zamiast więc rozpaczać nad rozlanym mlekiem, bo przy okazji, kiedy w jego uszy wtargnęła wyjątkowo niestrawna nuta z wycia syna, zadrżała mu ręka i z dzbanka wychlusnęło gorące mleko, kopnął w jabłonkę i szybkim ruchem chwycił spadające jabłko. Zaśmiał się, podziwiając swoją sprawność.
   - Bingo! Nieźle, jak na ojca takiego nieudacznika.
   W trzeciej dobie do wycia Ciemnej Strony dołączyło wycie jeszcze czyjeś. "Czczy Sepianin" donosił, że coś się święci i zamieścił reklamy białych rękawiczek, do nabycia z każdym egzemplarzem gratis. Tymczasem wprawne ucho mogło rozpoznać w tym dwugłosie dawnych wspólników - Ciemnego Stronę i Wielkiego Korektora. Kiedy jednak w piątej dobie rozległ się wyjący tercet, Jej Wyniosłość Melancholia straciła cierpliwość i przestała nad sobą panować. W zasadzie, nigdy nie panowała nad niczym, nawet nad czy też w Sepii, ale poczucie utraty kontroli dokuczyło jej mimo to. Teraz, kiedy do tercetu wyjców dołączył Jego Wysokość Sentyment, wyrwała sobie rzęsy i wyskubała brwi, na znak pogardy.
   - Jakiś ty głupi - krzyczała do Sentymenta. Nie słyszał jej, tak wył. - I o co? Dziewucha jak dziewucha, tyle, że garbata. Mażesz się jak baba. Ciuś! Ciuś! A nieładnie.
   Rzuciła mu majtki wiszące na krześle.
   - Wytrzyj się, smarki ci wiszą!
   Jego Wysokość przyłożył bieliznę do twarzy ale zaraz wybuchnął jeszcze głośniej.
   - To twooooje....! Łeeeee.....!
   Melancholia wzniosła oczy ku niebu. Podeszła do obrazu autorstwa Ciemnego Strony wiszącego nad kominkiem przedstawiającego czarną płaszczyznę, zatytułowanego "Autoportret nocą", uchyliła go i wyciągnęła stare majtki Wielkiego Korektora, zostawione kiedyś tam.
   - Masz!
   - Niewypraneeeee....! Łeeeeee...!
   Wybiegła. Wielki Korektor siedział pod Fontanną Magnezji. Moczył nogi w srebrnych strugach. Szpikulcem do lodu drapał sobie przedramię, ramię, brzuch, uda, golenie, piersi, dłonie, stopy i coś tam jeszcze. I od nowa. Cały był upstrzony krwawymi serduszkami przebitymi strzałą z podpisem "LOVE". No, może pod jedną pachą wyszła mu goła baba.
   - Nawet, nawet... - mruknęła Melancholia. Lubiła, nie widzieć czemu, patrzeć na nagie kobiety. Nagły ryk sprowadził ją na ziemię. - I ty też?
   - Annnnaaaaaaa.... - beczał Korektor.
   Melancholia wykrzywiła usta i palcami odchyliła powieki, po czym zrobiła straszliwego zeza, aż magnezja na chwilę zastygła w powietrzu.
   - Maaariaaaaa... - przedrzeźniła Korektora. Wydobyła jedną pierś z gorsetu i podstawiła mu sutek pod nos. Chwycił odruchowo, ale zaraz wypluł i załkał.
   - Twojaaaaa....! Łeeee...!
   Tego było już za wiele. Melancholia pacnęła go w tył czaszki, aż wpadł do fontanny. Odwróciła się i pobiegła w ciemność ulicy. Za rogiem przypomniała sobie o piersi.

   ***
   Stanęła przed Kamienicą pani Creims. Wszystkie okna były ciemne. Dyszała ciężko, ale bardziej z wściekłości niż ze zmęczenia. Wiedziała, co dalej. U jej stóp dziobał ufnie okruszki dwugłowy gołąb.
   - No, chodź, malutki. Chodź.
   Ptaszek przydreptał do białej dłoni. Jednym łebkiem zajrzał pod nią, drugim na nią. Nic, pusto. Dziwne, pomyślał, i to była jego ostatnia myśl. W tej chwili dłoń chwyciła go i uniosła. Melancholia jednym ruchem ukręciła oba łebki. Nawet nie pisnęły. A potem wsadziła małe zwłoki do kieszeni i spokojnie wróciła do pałacu. Rano wyrzuci je z okna wprost na rynek. A to będzie oznaczało jedno:
NASTAŁ DZIEŃ SZCZEROŚCI

1 komentarz: