Ze wstępu do "Wiersze", Waltera Egona. Wydanie IX-te, nakład wyczerpany.
"(...) Nie ma dogłębnych opracowań tej poezji. Wiersze Waltera Egona to swoista tajemnica. Fenomen z racji wydarzeń towarzyszących jej pojawieniu się, wyjątkowy dar dla badaczy stanu umysłu chorych psychicznie, gratka dla miłośników zjawisk nadprzyrodzonych i talentów paranormalnych. Nie można też nie docenić prezentu dla wielbicieli poezji miłosnej. Być może cały ten "nurt egonowski" panujący obecnie wśród dekadentów nie miałby prawa bytu i nie zaistniałby, gdyby nie zniknięcie znanego w świecie nauki i biznesu doktora Mortem Posta, właściciela i ordynatora szpitala psychiatrycznego, w którym doszło do serii podobnie niewyjaśnionych zniknięć. Może należałoby uściślić tę wypowiedź - zniknięcia zostały po czasie wyjaśnione, jednak wyjaśnienia te nie zostały przyjęte i zaakceptowane. Włożono je między bajki i teorie spiskowe.
Zastanawiających jest kilka faktów:
- brulion. Wszelkie badania brulionu wykazały duże niespójności. Okładka barwiona nieznaną techniką. Usta w srebrnym kolorze, pocierane delikatnie opuszką małego palca wydają szept w zakresie fal ultradźwiękowych, niesłyszalnych dla przeciętnego ucha, rejestrowalny jednak przez odpowiednie urządzenie. Szept za każdym razem przedstawia inny wiersz.
- kartki. Z kolei badania papieru stronic wykazały, że pochodzi on sprzed prawie stu lat. Podobnie kaligrafia.
- atrament. Skład chemiczny atramentu budzi największe wątpliwości. Przypomina ponoć łzy, zawiera sole mineralne i płyny ustrojowe. Na domiar dziwnego - ptasie. Wydziela słodkawy aromat, a kiedy zbliżyć ucho do zapisanych nim słów, usłyszeć można melodię. Co dziwne - każdy słyszy co innego, ale zawsze jest to muzyka otwierająca w nim symboliczne drzwi do krainy wspomnień i dzieciństwa. Na twarz słuchającego wypływa uśmiech pełen rozmarzenia, zwiastujący stan błogości.
- słownictwo. "kochankowie satelitarni", "dezodorant, guma do żucia", "nagrywam telefonem komórkowym", "resetować, haker, karta sieciowa", "maile" - to chyba wystarczy, by mieć pewność, że wiersze napisane zostały przez osobę, mającą współczesną wiedzę ogólną.
Już te kilka kwestii stawia poezję Walter Egona w szeregu tekstów wartych zauważenia. Czego też gorąco życzę, zostawiając Państwa sam na sam z lekturą. Należy jedynie ubolewać, że obecne wydanie nie jest w stanie oddać niepowtarzalnych doznań związanych z czytaniem oryginału, znajdującego się w posiadaniu pewnego antykwariusza, a który niżej podpisana miała niewątpliwą radość ująć w palce, czytać, słuchać i wąchać. Bo tak powinno się smakować poezję. Za co też serdecznie panu Armandowi dziękuję.
Professor Noge Retlaw, UN Global University
***
Siedzieli już trzeci wieczór przy wysuszonym zeszycie. Udało się odzyskać prawie wszystko. Żona poprawiała skrupulatnie tekst, a potem, w łóżku, z kubkiem herbaty malinowej w rękach, czytali na głoś wiersze Waltera Egona. Drugiej nocy przypadkiem usłyszeli dzwonki dobiegające jakby z kartki. Zbliżyli ucho i zdziwieni popatrzyli na siebie.
- Słyszysz? Czy mi w uchu dzwoni? - spytał antykwariusz. Był nieco przeziębiony po dniach spędzonych na sprzątaniu mokrych zgliszcz.
- Słyszę. To... zaraz...
- Nie poznajesz? "Na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga" - zanucił i zaraz zakasłał.
- No, coś ty, Armand. Przecież to kolęda. "Cicha noc". Oj, pochorowałeś się nie na żarty.
Armand nadstawił ucha, ale dzwonki już ucichły.
- Może. Przeczytasz, bo ja...
- Oczywiście, mój kochany.
Oparła głowę na piersi męża i otworzyła brulion.
foto: Łukasz Gliszczyński |
blisko
będę cię widział znowu
będę cię widział znowu
staniesz obok i uśmiech mi poślesz
dotknę cię w foyer przypadkiem
w korytarzu ciasnym i słodkim
będę żył tylko dla ciebie
boso depcząc okruchy wieczoru
dławiąc serce bo na pewno pęknie
pisklę w objęciach betonu
między gongiem a gongiem
zapomnimy o bożym świecie
zaplątani w dławisz i ciernie
blisko
jak najbliżej siebie
w korytarzu ciasnym i słodkim
będę żył tylko dla ciebie
boso depcząc okruchy wieczoru
dławiąc serce bo na pewno pęknie
pisklę w objęciach betonu
między gongiem a gongiem
zapomnimy o bożym świecie
zaplątani w dławisz i ciernie
blisko
jak najbliżej siebie
bezprawie
nie mamy żadnych praw do siebie
nie jestem twój a ty nie moja
w dwadzieścia sekund całe życie?
w ptasim spojrzeniu? w jednym słowie?
zabrali nam już nawet mgłę
foto: Łukasz Gliszczyński |
zaćmienie i awarię światła
w bramie pod gwiazdą hula pustka
przegania dłonie straszy złem
tylko wspomnienia i marzenia
ich nie odbierze nam nikt
wolno nam pragnąć ziszczenia
niech same śnią się sny
niech nocą usta ulecą
ponad dachami srebrne ptaki
niech się spotkają prawu wspak
i gniazdo klecą
w ciemnym kominie na antenie
w rynnie pod gzymsem czy okapem
tam zapomnimy miła że
nie mamy żadnych praw do siebie